Witajcie,
Tak jak napisałem w przywitaniu, po przeczytaniu Waszych postów i obejrzeniu licznych zdjęć Waszych "wyrobów" oraz projektów wędzarni postanowiłem za wszelką cenę i ponad wszystko mieć właną małą wędzarnię, choćbym miał paść...
Jestem laikiem w tym temacie,więc opierałem się na wiadoościach z forum. Po wielu nieprzespanych nocach i "rozkminianiu" kanał czy kibelek ? beczka czy szafka ? Święta Wielkanocne czy Wigilja ? oraz opierając na ogromnej bazy wiedzy z forum stworzyłem własny twór małej przydomowej wędzarni.
Założenia:
1. Przede wszystkim aby spełniała założoną funkcję czyli dobrze wędziła, utrzymywała założoną temperaturę, bez dużych wahań, najlepiej przy uchylonych lub nawet otwartych drzwiczkach czyli wędziła "zdrowym" dymem, bez pirolizy (trudne słowo którego nauczyłem się poprzez forum) oraz aby nie była za duża,
2. Jak najmniej pracy - szczególnie budowlnej, ponieważ nie znam się na tym, a kompletnie nie chciało mi się tego uczyć,
3. Jak najmniej materiałów - jesli się da - wykorzystać to co zostało po budowie domu - jeśli nie nie da - dokupić co niezbędne,
4. Szybka w budowie - nie chciałem czekać w nieskończoność, aż pojawi się pierwsze wędzenie, ponieważ jestem z tych "w gorącej wodzie ... na tym forum właściwym jest użycie słowa "parzony"
5. W miarę tania - ale nie kosztem jakości,
6. Estetyczna - jeśli się da, to zrobić to tak, aby nie straszyła sąsiadów i aby gościom besiadującym np. przy grillowniu nie pomyliła w wychodkiem
7. Jak nie spełni moich oczekiwań - w prosty sposób rozebrać i zutylizować
Oto efekty moich przemyśleń: wędzarnia za 595 zł w dwa dni - samodzielnie wykonana. Zdjęcia mojego wynalazku poniżej.
Jestem też już po pierwszym w swoim życiu wędzeniu i jestem mega zadowolony z pracy wędzarni, stabilności temperatury (cały czas prawie 50 st.c), przewidywalności palenia, rozchodenia dymu oraz efektu etetycznego wędzonek.
O walorach kulinarnych nie chcę się chwalić bo choć odymione było według mnie chyba ładnie to już peklowanie mi kompletnie nie wyszło ... jak sobie przypomnę peklowanie to do teraz chce mi się śmiać i moje podejście może być wzorowym przykładem jak nie powinno się tego robić bo zrobiłem chyba wszystkie możliwe błędy
Robiłem to wieczorem przez rannym wędzeniem. Na początek coś niezbyt wyszukanego. Kurczak, mały boczek + pstrągi. Pomocnikiem był mój 7 letnim syn. Tak się przy tym fajnie bawiliśmy jak harcerze na obozie w zieloną noc,,, ubaw był po pachy, na całego... szprycowaliśmy uda kurczaka i pstrągi gdzie popadnie, jak leci, żart gonił żart i ile Bozia dała, do odcięcia... Taka to oto była zabawa ...
...
... do momentu konsumpcji. Wyobraźcie sobie moją minę jak po 7 godzinach pieczołowitego wędzenia, sprawdzania temperatury, pilnowania żaru, jakości dymu itp poczułem pierwszy kęs z tak "dokoksowanego i doładowanego peklą" materiału ... bo wędzonkę to przypominało tylko z wyglądu ....
Także - nie idźcie proszę tą drogą ...
Ale twardy jestem to zjadłem i nawet mi smakowało .... no bo co miałem zrobić ? psa zatruć ?
Sorka, że tak trochę przydługo ale chciałem się z Wami podzielić moją wędzarnią i pierwszym wędzeniem bo to tylko dzięki Wam i forum.
Dziękuję. Czuwaj !!!
PS. Proszę również o cenne jak zwykle uwagi.