Po pierwsze to dzięki serdeczne za wszytkie porady.
Odpowiadam dopiero teraz, choć - jak widzę - radziliście w tym tempie, że można na Waszą pomoc liczyć niemal "on-line".
Po drugie zbiorę porady, żeby wyciągnąć wnioski:
1. [miro]
Owszem nie mamy blendera, ale mielenie było raczej dokładne. Już po drugim mieleniu (przez sito 2mm) pod palcami nie dało się wyczuć żadnego ziarna. Mieliliśmy trzy razy przed wciskaniem w osłonki. Kaszowatość pojawia się dopiero po wędzeniu lub gotowaniu.
2. [szczepan]
Mało prawdopodobne, żeby zostało spalone na sitku. Nóż i sitko to nówki z nierdzewki. Mięsko po mieleniu nie było cieplejsze. Można śmiało powiedzieć, że jego temperatura, przed i po mieleniu, wydawała się taka sama. Kaszowatość pojawia się dopiero po wędzeniu lub gotowaniu.
3. [derex]
3.a. Do części cielęcej dodawaliśmy łopatkę. Ale z tą wołowiną IIIkl musimy spróbować. Faktycznie kleistość parówek nie była wystarczająca.
3.b. Z tym wędzeniem też jest prawdopodobne, że przesadziliśmy z temperaturą. Palimy i dymimy na oko, temperatura mogła być wyższa.
3.c. Sól dodawaliśmy do smaku. Jako uzupełnienie przyprawy od Miro.
4. [maxel]
4.a. No.... nie peklowało się. Saletrę dodaliśmy przed ostatnim trzecim mieleniem, gdy okazało się, że próbka po gotowaniu zrobiła się blada. Po dodaniu saletry po gotowaniu zachowywał się parówkowy kolor. Ale peklowania, w rozumieniu, zasypać -> wymieszać -> zostawić (w temp. 5-10 st. na 24-48h) nie było.
4.b. Chemicznego posmaku nie mają. Smakują i wyglądają jak parówki, ale czuć kaszkę. Z grubsza to taka drobna kaszanka o wyglądzie i smaku parówki .
Konkludując Wasze rady: Nstępnym razem dodamy wołowiny dla uzyskania lepkości, wymieszamy i ją uczciwie zapeklujemy jak każdą inną kiełbasę. Przed mieleniem dodamy przyprawy ze sklepiku Miro, której - niestety - zostało mi na 15 kg parówek.