Skocz do zawartości

samośka

Użytkownicy
  • Postów

    10
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Informacje o profilu

  • Płeć
    Kobieta
  • Miejscowość
    mazowieckie

Osiągnięcia samośka

Rekrut

Rekrut (2/14)

  • Pierwszy post
  • Współpracownik Unikat
  • Pierwszy tydzień za Tobą
  • Pierwszy miesiąc za Tobą
  • Pierwszy rok za Tobą

Najnowsze odznaki

0

Reputacja

  1. Chudziaku, . Już o tym "bez gatek" nie chciałam pisać . A z grzybkami też tak mam, choć w ogrodzie głównie maślaki sitarze pod świerkami i modrzewiami rosną. Czasem trafi się kilka koźlarzy albo prawdziwek. Za to w brzezince na skraju naszej łąki naprawdę nazbierać można sporo i tych i tych grzybków. No i mój przysmak kanie. Jak jest dobry rok, to za jednym podejściem i to w jednym miejscu, po dwa duże kosze wiklinowe się zbiera. Po kilku dniach na nowo. Obdzielam nimi wszystkich znajomych i rodzinę. W ogóle mieszkamy podobnie, też mam tylko dwóch sąsiadów w pobliżu, reszta ok. kilometra dalej. Ja mam tylko problem taki, że mieszkamy na górce i na bardzo przepuszczalnym gruncie. Większosć roślin i krzewów, które lubię, nie chcą tu rosnąć - za sucho. Dobrze, że mam wodę ze studni, bo z torbami bym poszła przez samo podlewanie latem. Też byłam "miastowa", ale nawet jako dzieciak, kiedy trzeba było wracać po wakacjach z biwaków na wsi, gdzieś pod lasem i nad jeziorem, to ryczałam. Nie dlatego, że trzeba iść do szkoły, tylko, że do miasta musiałam wracać, gdzie nie było krów do dojenia, kur do ganiania (a ile radochy było ze znajdowania jajek po krzaczorach), koni do jeżdżenia na oklep i pławienia w jeziorze. No i skakania z legarów pod dachem stodoły w słomę. Ech, to były czasy .
  2. Cóż moi mili, każdy kij ma dwa końce. Może mieszkając w mieście jest wszędzie bliżej i łatwiej. Może na, za przeproszeniem, zadupiu jest czasem trudniej i trzeba się trochę bardziej sprężyć fizycznie, ale czy to źle? Ale który mieszkaniec miasta może sobie w upalny poranek wyjść w koszuli nocnej (albo w samych gatkach jak mój mąż) i boso do ogrodu, z kubkiem ulubionej kawy, wciągać w płuca pachnące jeszcze nocą (zapach, który jest jedyny w swoim rodzaju i nie do podrobienia) powietrze? Który z nich może otworzyć furtkę i sięgać wzrokiem ponad polami, łąkami aż po horyzont? Ptaki świergolą, pszczółki bzyczą , a motylki potrafią usiąść na włosach. Czy w mieście można usłyszeć klangor żurawi i nawet je z bliska zobaczyć? A jak kilkadziesiąt metrów od nas dokazują i szaleją zajączki, kto w mieście zobaczy? A nocą, gdy niebo jest czyste? Tylko poza miastem, z dala od świateł miasta, można naprawdę zobaczyć gwiazdy. W mieście to tylko ich namiastka. Jesienią, jak chcę grzybki w śmietanie, idę na pół godziny do lasu za drogą i mam pyszny obiadek. Zimą kulig można mieć codziennie. I jak przyjdzie szadź, wszystko wymaluje to widoki dech zapierają. No i jeszcze grillek i wędzarenka własna. Kto ma w mieście to wszystko? Tam to nawet się z mężem głośno posprzeczać nie można , żeby potem się ładnie pogodzić . Mnie do miasta nie zaciągną w sto kuni. No chyba, że będę miała pecha i dożyję całkowitej niedołężności.
  3. Grunt - to pytać mądrych ludzi . Dziękuję Wam za podpowiedzi. Teraz lecę do galerii sobie pooglądać sobie te "cudeńka".
  4. Wojciechu właśnie tak mam zamiar zrobić. Wędzarnię dostawię do komina (w samym kominie nie da rady jej zrobić, jest za wąski). Kafle to nie problem, mogłabym dołożyć z rozebranego wcześniej pieca. Ale skąd teraz wziąć dobrą płytę i fajerki do takiej kuchni? Myślę, że najpierw rozebrać starą kuchnię, dobudować wędzarnię do komina, a ewentualnie kuchnię zawsze można kiedyś tam dobudować. Pozdrawiam.
  5. Wieści z frontu. Okazało się, po odkopaniu kuchni spod gratów, że jednak daleko jej od stanu idealnego, a wręcz nadaje się do rozbiórki. Przez tyle lat nieużytkowania, spoiny między kaflami poszły w proch i można je w wyjmować palcami. A i płyta też okazała się przerdzewiała w kilku miejscach. Decyzja rozbiórki jest w tej sytuacji chyba najlepsza. Ale nie rozpaczam jakoś szczególnie, bo pozostaje komin, do którego można wędzarnię dobudować. Wyprowadźcie mnie z błędu, jeśli się mylę . Jeśli się nie mylę, to poproszę podpowiedzi, jak zagospodarować komin i przestrzeń w jego sąsiedztwie, by za czas jakiś cieszyć zmysły pyszną wędzoną rybką lub kiełbaską. Pozdrawiam.
  6. Nie, nie. Dziękuję bardzo za kozy, już wolę kosiarkę. Przynajmniej kalorie spalę. Jak psy też ma kto za mną chodzić - mam dwie duże suczydełki i kota, który też chodzi za mną po psiemu. One przynajmniej nie plują, najwyżej czasem obślinią W weekend wezmę się za uprzątanie letniej kuchni, to wstawię zdjęcia kaflowej. Ciekawe co podpowiecie. Mam nadzieję, że nie będzie trzeba wielkich przeróbek.
  7. Maciekzbrzegu dobre. I prawdziwe. Na szczęście nie mieszkam w górach, a miejsce znam od dawna. Kupiliśmy je już dawno, tylko nie mieszkaliśmy na stałe. Owszem, w styczniu zeszłego roku kiedy mocno wiało i śnieżyło, auto stojące pod domem zasypało mi przez noc po same światła. Do 2009 roku, kiedy była tu tylko droga żwirowa, piach właściwe, to odśnieżał tylko sąsiad ciągnikiem, bo przyjeżdża do niego mleczarka, więc nie miał wyboru. Musiał, a dzięki temu i droga do mojego siedliska tez była odśnieżona. Drogę wybudowali, jak było w planach, o których wiedzieliśmy decydując się na kupno. Teraz odśnieża tę droga gmina, ale i tak jak porządnie wieje i sypie (do głównej drogi kilkaset metrów i otwarte pola) to jadę po zakupy za odśnieżarką, wracam po godzinie i ..... czasem muszę wyciągać łopatę, która przezornie leży w bagażniku, bo zaspy takie już nawieje. Trzeba pomyśleć o terenówce jakiejś. Nie zwierz, śnieg i praca jest najgorsza dla mnie, tylko to, że miało być tak: małż miał raz w miesiącu wyjeżdżać na tydzień, a wyszło, że ... jest tydzień w miesiącu w domu. I wszystko na mojej szyi (głowie znaczy się ). Samo koszenie latem to masakra (jakieś 20 arów trawnika).Przeważnie wsio muszę sama robić. Nawet wędzarnię. A to nie tak miało być kurka Ale wszystkiego nie da się przewidzieć, a jak się powiedziało A to teraz się Beeeeeczy.
  8. kwlj nie będę fałszywie skromna i nie napiszę, że nie ma czego zazdrościć. Też marzyliśmy o zamieszkaniu w takim miejscu jak to. Brak tylko jakiegoś jeziora, albo chociaż stawu. Jest brzezina (smaczna i zdrowa oskoła, własna nie ze sklepu), jesienią grzybki pod furtką same pchają się na patelnię. Kanie, maślaki, kozaczki, prawdziwasy, zające. A te z uszami to potrafią wejść na taras, stanąć na tylnych łapkach, a przednimi wybijać werble na szybie od drzwi tarasowych. Brak jeszcze ogrodzenia, więc każdy zwierz może zwiedzać nasze podwórko. Sarny doprowadzają do szału nasze psy (na razie tylko one mają ogrodzony duży wybieg), kiedy przebiegają w ilości piętnastu sztuk przed samymi nosami. A i dzik tez się czasem napatoczy w okolicy. Niedługo robimy otwarcie sezonu , będzie grill i ogniseczko, piffko ze znajomymi. Jeszcze by się ta wędzarnia przydała.
  9. Ta kuchnia właśnie była przeznaczona do takich rzeczy jak świniobicie czy przygotowanie żarcia dla prosiaków, z tego co wiem. Piec chlebowy, nawet jeśli jest, już nie będzie używany (w każdym razie przeze mnie). A kuchnia jest takiej wielkości jak na zdjęciu wstawionym przez tiera, lecz w miejscu przedstawionej tu chyba wędzarni, moja kuchnia ma już ścianę i komin. W kominie na pewno nie ma wędzarni, zresztą jest za wąski. Kuchnia stoi w rogu pomieszczenia. Fotkę wstawię jak .... uprzątnę "poprzeprowadzkowy" składzik, czyli pewnie jakiś tydzień .
  10. Witam. Mam na imię Marta i będę wędzić . A przynajmniej mam taką nadzieję, że mi się uda z Waszą pomocą. Szukałam tematu, lecz nie znalazłam, więc pytam. Kupiliśmy siedlisko. W budynku gospodarczym stoi kuchnia kaflowa. Nie używana od lat co najmniej kilkunastu, ale stan idealny. Czy można z takiej kuchni wykroić wędzarnię? Pozdrawiam całą Wędzarniczą Brać.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.