Witam ponownie siostry i braci z forum. Niby człowiek z czasem nabiera doświadczenia, uczy się na błędach.....tere-fere kuku... W czerwcu urodziła nam się córka i z racji obowiązków ojca, nie mogę już sobie pozwolić (przynajmniej na razie ;-), ) na całodzienne wypady na działkę gdzie mam wędzarnię, w której wędziłem już kilka razy z coraz lepszymi skutkami. Jako, że wędzić lubię, rola ojca zmusiła mnie do popełnienia na szybko, wędzarni z beczki za domem (mogę wędzić i być ojcem jednocześnie, czekając aż mała urośnie i wrócimy na działkę. Jak już wspominałem - popełniłem coś takiego: I teraz tak, wędziłem 6 h. WIększość 50 st. moze z godzinkę około 75 raz był wychył do 90. Kiełbaski mimo naprawdę ładnego kolorku, były surowe w środku, skórka twarda jak diabli, boczki takie sobie, już wędziłem ładniejsze, karczek a.k.a baleron - także niespecjalny.Jak dla mnie - pierwsze poważnie nieudane wędzenie.Zastanawiając się, co zrobiłem , źle dochodzę do wniosku, że za mała temperatura no i nierównomiernie rozchodzące się ciepło po beczce, nieszczelne przykrycie może....... Dorzuci ktoś coś od siebie? Może ktoś coś podpowie co poprawić przed świątecznym wędzeniem? Pozdrawiam i z góry dziękuję za wypowiedzi.