Maxell Opublikowano 4 godziny temu Zgłoś Udostępnij #1 Opublikowano 4 godziny temu Mogilno. Kto nie był przy tradycyjnym uboju nie wie, jak smakuje świeżonka Rzeźnik odcinał po skrawku świeżego mięsa, które smażono potem na patelni ze słoniną, cebulą i doprawione solą i pieprzem. Tak właśnie robiono świeżonkę. W minionych stuleciach, tradycyjne świniobicie było w gospodarce wiejskiej i małomiasteczkowej, wydarzeniem ważnym i niemal uroczystym. To było zanim po wejściu naszego kraju do Unii Europejskiej gospodarczy przerób zwierząt stał się nielegalny. Jedzenie tradycyjne, chłopskie było ubogie w potrawy mięsne, spożywane w niewielkich ilościach i to niemal wyłącznie wieprzowe. Mięso kojarzono zawsze z potrawą odświętną. Dlatego świniobicie było wydarzeniem długo oczekiwanym. U biedniejszych rolników odbywało się raz do roku, przed Wielkanocą, gdyż na te święta tradycja nakazywała przygotowywać najwięcej potraw i przetworów mięsnych. U bogatych chłopów, w XIX i w XX wieku świniobicie miało miejsce dwa, trzy razy do roku. Ubijanie świniaka i świeżonka - W Mogilnie, jeszcze do lat 60. XX wieku ludzie wykorzystywali szopki i chlewiki, by hodować świnie. Były więc tradycyjne świniobicia - mówi Teresa Wojciechowska. Kulinarne przygotowania do świąt rozpoczynały się w Wielkopolsce, a więc i na ziemi mogileńskiej, od świniobicia w tygodniu przed Niedzielą Palmową, albo w pierwszy dzień Wielkiego Tygodnia. Do Wielkanocy przerób mięsa musiał być zakończony, by kiełbasy i szynki zdążyły dobrze przeschnąć do wędzenia. Po ubiciu i podzieleniu na połówki, mięso musiało ostygnąć w chłodnym pomieszczeniu. Najważniejsze były kiełbasy - Po zbadaniu mięsa, rzeźnik odcinał z każdej części po okrawku świeżego mięsa, które smażone było na patelni ze słoniną, cebulą, doprawione solą i pieprzem. Kto nie był na świniobiciu, nie wie jak smakuje świeżonka - mówi Stanisław Wilk, z Wiecanowa. Na wsi i w miastach ziemi mogileńskiej, wieprzowinę przerabiano z dodatkiem czosnku, majeranku na kiełbasę, którą wieszano na drążku by się wysuszyła i szynkę wędzoną w zimnym dymie w kominie. Wyrabiano "kaszoka", czyli kaszankę, salceson, czarny i biały, "leberkę", a więc wątrobiankę. Do przerobu najmowano rzeźnika. - U nas najczęściej był Mądrzak, rzeźnik z Wszednia - kontynuuje pan Stanisław. - A dla nas, wyroby robił zawsze Wiktor Markowski - dodaje Teresa Wojciechowska. Słoninę, a powinna być gruba na palec, przetapiano na smalec, który musiał starczyć do smarowania chleba, do następnego świniobicia. Boczki i resztę mięsa układano w beczce i zalewano solanką z dodatkiem saletry, listkiem bobkowym i pieprzem. Przygotowywano z nich smaczne potrawy. Rarytasem ze świniobicia był wywar po gotowaniu kaszanki, wątrobianki, kiełbas, szynki, nazywany z niemiecka "wurstzupą". Zawierał całą kwintesencję smaków wszystkich wyrobów ze świniobicia, a to pamięta się do końca życia. Tym specjałem obdarowywano wraz z kawałkiem kaszanki czy leberki najbliższych krewnych i znajomych. Cytuj „Wszyscy uważają, że czegoś nie da się zrobić. Aż przychodzi taki jeden, który nie wie, że się nie da. I on właśnie to robi” A. Einstein Odnośnik do komentarza https://wedlinydomowe.pl/forum/topic/23334-mogilno-kto-nie-by%C5%82-przy-tradycyjnym-uboju-nie-wie-jak-smakuje-%C5%9Bwie%C5%BConka/ Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.