Witajcie, mam nadzieję, że mimo niezbyt dużej aktywności na tym podforum - uzyskam odpowiedź. Robiłem 4 tygodnie temu camemberta, niestety w międzyczasie konkretnie został zaatakowany bakterią czerwonej mazi i zanim udało mi się ją opanować, to skutki są takie, że na jednym serze pleśń w ogóle nie wyrosła (ale finalnie został zjedzony i smakował po prostu jak dojrzały koryciński, ciut przesolony), a drugi.. no właśnie - czy jest bezpieczne go jeść? Możecie to jakkolwiek ocenić? Był to mój pierwszy camembert, ale mam wrażenie, że pleśń różni się od tej w serach ze sklepu, ale może tam jest wygładzona od opakowania. W każdym razie tam, gdzie bakteria nie zdołała zająć miejsca, jakaś pleśń wyrosła, a wygląda ona tak: nie jest krzaczasta, ale raczej puchata (także na tych większych skupiskach), pojedyncze punkty są niebieskie, ale to może być od gorgonzoli, która również była swego czasu robiona. Pytanie czy to ta właściwa pleśń czy po prostu pleśń zepsucia? Trzymany oczywiście w lodówce w pojemniku, więc mógł się zarazić na dobrą sprawą czymkolwiek z zarodników w lodówce czy w kuchni, więc w razie czego wolę wyrzucić niż się truć. Obecnie nie pachnie w ogóle niczym, wcześniej jak to przy bakterii - śmierdział potwornie skarpetami - teraz może lekko. No a wątpliwości mam, bo jakby nie patrzeć - w sklepowym camembercie pleśń wyglada jak kołderka ze śniegu.