Dzisiaj takie zasłyszane. Nie wiem czy zmyślone czy na faktach... W żłobku, w grupie 2-3 lat, obfita pani wychowawczyni z obfitym biustem, do usypiania małego Krzysia brała go na ręce i przytulała w matczyny sposób do piersi. Po takich zbiegach Krzysiu w dwie minutki był gotowy i mogła go pani odłożyć śpiącego do łóżeczka. Któregoś dnia w/w pani była nie obecna i na jej zastępstwo przyszła inna pani -szczuplutka, ze skąpym biustem, ale wiedziała jak Krzysia należy usypiać... Po obiadku wzięła Krzysia na ręce przytuliła a malec poszukując dobrej pozycji do snu powiercił się przez chwilę, popatrzył na panią, i zapytał (charakterystycznie sepleniącym głosem) -a ćićki maś -yyyy, no mam -to psynieś jutro