Witajcie, przychodzę do Was z problemem wędzonek mojego ojca. Zawsze było tak że to ja wędziłem wędliny, w zwykłej beczce z paleniskiem wykopanym w ziemi, jednak w tamtym roku mój ojciec postanowił zabrać się za zrobienie nowej "ładniejszej" wędzarni. Wszystko super pięknie, wędzarnia stoi, przepalał ją dwa razy nawet i wczoraj było właściwe wędzenie razem 9kg mięsa: 6 polędwiczek wieprzowych, 2 szynki bez kości, pierś z indyka oraz boczek - wszystko peklowane zgodnie z kalkulatorem przez 7 dni na mokro. Całość wędzona głównie drewnem z wiśni uprzednio namoczonej w wodzie + trochę dębu. Teraz wędzarnia: palenisko to kupiony w BricoMarche mały kominek żeliwny typu "koza", rury z blachy nieocynkowanej, a wędzarnia była robiona na zamówienie z zewnątrz boazeria a wewnątrz deski drzewa liściastego. I tu pojawia się problem: wędzonki wyszły w brzydkim kolorze takim brązowo-sinym a aromat intensywnie wędzonkowy wręcz powiedziałbym żywiczny z nutą goryczki. Wędzonki były wędzone dosyć gęstym dymem (palenisko przygaszane było piwem) przez prawie 10 godzin w temperaturze między 35 a 45 stopni. Konkluzja: ojciec nie ma pasji do wędlin, myślał ze jak będzie trzymał mięso X godzin w Y temperaturze to wędzonki MUSZĄ wyjść super. Jestem wkurzony bo nie dawał mi zaglądać do mięs na jakim etapie wędzenia są (ja jako średnio-początkujący zaglądam do mięsa co 1-2 godziny celem oględzin). Prosiłbym o opinię od czego wędzonki wyszły takie paskudne i z góry przepraszam za bałagan, w pisaniu nie jestem dobry.