Czas na kilka słów podsumowania. Było to moje pierwsze podejście do palcówki, po efekcie końcowym oceniam, że bardzo udane (choć kilka rzeczy zrobiłbym teraz inaczej).Bazowałem na informacjach z tego wątku i kilku innych przepisach z internetu. Co dokładnie zrobiłem? Mięso: ok. 2,5 kg szynki ok. 0,5 kg słoniny Słoninę zmieliłem na oczkach 13 mm. Szynkę zmieliłem na szarpaku, nożem o dwóch ostrzach. Mięso wymieszałem ze słoniną i przyprawami: sól peklująca + sól zwykła w proporcjach 2 do 1: razem 75 gr. pieprz: 10 gr. majeranek: 6 gr. ziele angielskie mielone: 5gr. tymianek: 5gr. cząber: 6 gr. czosnek suszony: powyżej 10 gr. Tymianek, cząber i czosnek suszony rozdrobniłem w blenderze przed dodaniem do farszu. Masę wyrobiłem i odstawiłem do lodówki na 24 godziny. Następnego dnia dodałem: roztarty w moździerzu cukier: 5 gr. winiak: 60 ml. serwatka z mleka koziego (taką akurat miałem po wyrobie sera, gdybym nie miał użyłbym soku z kapusty kiszonej): 1 łyżeczka (zrosiłem równomiernie mięso za pomocą rozpylacza). Całość wyrobiłem i nabiłem w jelita (użyłem jelit wieprzowych kal. 24/26). Poszczególne kawałki miały długość ok. 60 cm i były przekręcone na środku tak, że tworzyły dwie ok. 30 centymetrowe pałki. Kiełbasę wywiesiłem do podsuszenia w temperaturze pokojowej w przewiewnym miejscu na dwie doby. Precyzyjnie, u mnie było to ok. 24 stopnie i wilgotność około 41%. Po dwóch dniach przeniosłem kiełbasę do piwnicy umieszczając ją w skonstruowanym specjalnie na tę okoliczność ze starej szafki "sejfie", który zapewniał dopływ powietrza. Zostawiłem uchylone okno. W piwnicy było różnie. Codziennie (z wyjątkiem jednego dnia) notowałem temperaturę i wilgotność, a w pewnym momencie wstawiłem do mojego "sejfu" talerzyk z mokrą ligniną, żeby ją podnieść. Generalnie warunki w kolejnych dniach były zależne od pogody na zewnątrz. Uważam, że pogoda mi sprzyjała. Na początku było chłodno i wilgotno, następnie temperatura wzrosła a wilgotność spadła i kiełbasa mogła się dosuszyć. Pomiary robiłem codziennie o te samej godzinie (około 17:00), a w ciągu doby warunki na pewno zmieniały się, ale wygląda to następująco: 17 st. 41% 14 st. 66% 12 st. 63% 13 st. 73% 12 st. 66% 12 st. 74% 14 st. 68% -- st. --% 14 st. 66% 16 st. 69% 17 st. 67% 17 st. 64% 17 st. 58% Co zmienię w przyszłości? O czym będę pamiętać? 1/ Kaliber jelit. Moje jelita były zbyt wąskie przez co po wyschnięciu plaster kiełbasy jest bardzo mizerny, ale to rzecz gustu. 2/ Nie przebijałem jelit po nadziewaniu, przez co po nocy ujawniło się kilka sporych luk w kiełbasie. Na szczęście udało się je przebić i "wymodelować" farsz. 3/ Myślę, że należałoby (przynajmniej przez pierwsze dni) przewieszać codziennie kiełbasy "do góry nogami", tak by równomiernie schły. Dzięki temu uniknąłbym tego, że kiełbasa z jednej strony ma mniejszą średnicę i jest bardziej sucha, z drugiej większą i jest bardziej wilgotna. 4/ Trzeba codziennie doglądać, odpuściłem jeden dzień i mogło się to źle skończyć. Dolne, stykające sie ze sobą końcówki kiełbasy były wilgotne i pojawiły się ogniska białej pleśni, które przemyłem octem jabłkowym. 5/ Trzeba pilnować, żeby kiełbasy nie stykały się, miałem chwile grozy kiedy po kilku dniach zobaczyłem, że w miejscu przewiązania, gdzie kiełbasy stykały się, nie dosychają. Pomogło rozcięcie wiązań tak, że kiełbasy wisiały swobodnie. 5/ Następnym razem dam mniej ziół, a więcej czosnku, ale to kwestia preferencji. Pozdrawiam Marcin