Widzę, że trochę jakby wsadziłem kij w mrowisko😉. Wędziłem dopiero 4 razy więc można powiedzieć że jestem świeżak. Tylko za pierwszym razem nie do końca mi wyszło jak chciałem. Pośpiech, brak podstawowej wiedzy, niespójne informacje z neta itd. Za to do następnego wędzenia już się dobrze przygotowałem i wg konsumujących i mnie wędzonki były bardzo dobre, nieporównywalne do tych ze sklepu.
Oczywiście osuszanie nie polega na grzaniu ale jakąś temp. należy zachować w danym przedziale, stąd mój post o utrzymaniu temperatury (przy dobrym przepływie powietrza) W moim przypadku jak pisałem powyżej temp. spada za nisko, wyroby są jeszcze wilgotne a potrzebnej temp. już nie ma. W lecie równie dobrze mógłbym rozwiesić wyroby na zewnątrz pod siatką i czekać aż się same osuszą, tylko kwestia ile czasu będzie to trwało, jaka będzie temp. i czy nie zepsują mi się wędzonki. I teraz druga kwestia. Jeżeli mam wilgotne wyroby i dołożę do paleniska w celu podniesienia temperatury osuszania, ten dym się pojawi. Z tego co wiem, zasłyszałem, przeczytałem, obejrzałem tu i tam, proces osuszania wilgotnych wyrobów w wędzarni powinno się przeprowadzać bez dymu. Puszczamy dym jak wyroby będą już osuszone (pierwsze wędzenie nie do końca tak zrobiłem). Czy się mylę, inni się mylą czy ja źle to rozumiem?