amerykańska peklosól

[Gość slawekD]

A więc azotyn jest konserwantem i takie jest jego steżenie w USA. Bo tam nie ma żadnego przepisu, który u rodzimych prodecentów by ograniczal stosowanie konsewantów, fosforanów i innych gulgulatorów. Dlatego też, na etykiecie parowki w USA, można znależć takie wpisy: zawrtość mięsa do 3%, zawartość tluszczu do 50%. Więc się pytam, przy max steżeniu, co to jest pozostałe 47%?. A i jeszcze w USA dodają jakiś spcyfik, który w czasie obróbki termicznej tworzy stałe połączenie z azotynem ale nawet tego nie ma w kompedium dodatków do żywności; pewnie by mial symbol E 10000 albo i więcej .

Co ciekawe, jeśli się do USA chce coś przywieść z wędlin, wtedy są schody i nie wtajemniczeni - jeśli zostaną przyłapani na przemycie do USA produktów pochodzenia zwierzęcego (z wyłączeniem sernika pieczonego) - to na wstępie jest 4500$ oraz anulowana wiza i z powrotem deport do Polski. Wszystkim, którzy chcą legalnie do USA wozić mięso i jego przetwory, radzę wystarać się o pozwolenie w departamencie rolnictwa i żywności (nie mylic z FDA) o gleit na 50LBS produktów pochodzenia zwierzecego poddane przynajmniej 2 porocesom utrwalania (metkę wędzoną można, ale czasem się pytają jak to jest utrwalane)

[MeatTechnician]

W takim razie produkty mięsne w USA muszą być grubo nafaszerowane konserwantami. A co do tych pozostałych 47% składu parówek. Nie dziwię się że polskie wyroby cieszą się tam dobrym powodzeniem Kiedyś w polskim markecie czytałem etykietę informacyjną i z przykrością stwierdzam fakt że spotkałem się z identyczną sytuacją gdzie dosyć duża % zawartość nieznajomego składnika występowała w produkcie.

Z tą karą to ciekawa informacja. Chyba mikt z nas nie chciałby w ten sposób zakończyć przygody do USA