Wczoraj wędziłem kolejny raz. Pogoda fatalna: zimno, deszcz ze śniegiem i wiatr. Jak dobrze że mogłem się schować z wędzarnią pod dach w miejsce gdzie nie wiało zbyt mocno ???? Mięso przygotowali moi rodzice (kupno, peklowanie, sznurowanie/siatki, osuszanie). Poprosili mnie tylko żebym odymił. Przyjechałem do rodziców około południa. Rozgrzałem wędzarnie, osuszałem jakąś godzinę i wędziłem przez kolejne 2,5h (zrębki olcha/buk wymieszane z gruszką). Wyciągnąłem jedną szynkę (według mnie gotową), pokazałem rodzicom i usłyszałem "To to już jest uwędzone?" - więc wróciła do wędzarni... Po 1,5h zacząłem wyciągać, bo stwierdziłem że już wystarczy (efekt poniżej). Znowu usłyszałem, że coś za jasne - ale tym razem już nie wróciły do wędzarni. Zdjęcia przekroju nie mam, bo pojechałem zanim się sparzyły...