Witam wszystkich serdecznie. Aby nie zaśmiecać forum nowymi tematami podpinam się tutaj. Ja również pierwszy raz w życiu wędzę (no drugi, bo w zeszłą sobotę były kawałki kurczaka). Chciałem uwędzić coś z ryb. Zona nabyła w Macro świeże śledzie, pstrągi i łososia. Wczoraj pierwsze na tapetę poszły śledzie i pstrągi, które już leżały w solance 12 godzin. Śledzie wysuszone odpowiednio „na papier”, pstrągi widocznie za słabo (chociaż nie czułem wilgoci), bo po wędzeniu kwaśne – do wywalenia. Śledzie da się zjeść, chociaż „nie powalają”. Podczas wędzenia, na początku, zaczęło nich wyciekać (ugotowały się?) pomimo, że temperatura nie została przekroczona – ok. 40 stopni. Po wędzeniu przeanalizowałam cały proces i myślę, że na ostateczny wynik miało również wpływ to, że nie wygrzałem wstępnie komory wędzarni. Myślałem, że jak komora sucha, ja mam wędzić w temperaturze 35 – 45 stopni - to niewiele więcej niż na dworze, więc nie potrzeba. W nocy na kratkę poszedł kawałek łososia. Solony na sucho z niewielkim dodatkiem brązowego cukru. Wypłukany, porządnie wysuszony wędziłem w temperaturze 20 stopni przez 4 godziny. Teraz czeka w temp. pokojowej na kolejne nocne obniżenie temperatury i dalsze wędzenie. I tu mam do Was prośbę o podpowiedź. Czy na koniec, dajmy na to po kolejnych 4 godzinach wędzenia w temperaturze 20 stopni, trzeba jeszcze coś zrobić (np. podnieść temperaturę), czy tylko do lodówki i po ostygnięciu do jedzenia? W tej chwili w wędzarni dymi się wędlinka (szyneczka, schabik, boczuś i żeberka). W lodówce na swoją kolej czekają białe serki w solance. Z ostatniej chwili: Pstrągi po przenocowaniu w lodówce częściowo straciły swój kwaśny smak, ale w pobliżu kręgosłupa są takie „rzadkie”. Na upartego można jeść. Śledzie w opinii małżonki dobre – takie jak w sklepie (a miały być lepsze), ale myślę, że tylko mnie pociesza. Pozdrawiam Gen