No i poczyniłem drugie wędzenie.
Kupiłem troszkę mięska, głównie karkówka, trochę schabu i boczek. Zapeklowałem sposobem Szczepana i zostawiłem w lodówce na 5 dni.
Po tym czasie zapakowałem wszystko w siatki. No prawie wszystko bo boczek najpierw przeciąłem, zrolowałem i związałem
(coś jak boczek rolowany Papcia, tylko bez farszu).
Następnym razem spróbuję związać wszystko ale muszę jeszcze potrenować bo jednak ciężko mi to idzie.
Wyroby powędrowały na całą noc do lodówki żeby sobie obciekły
Następnego dnia, rano była paskudna pogoda, myślałem, że z wędzenia nic nie będzie
Lało jak z cebra (tak, to jest deszcz a nie śnieg) ale cóż myślę, że wędliny nie mogły dłużej wisieć w lodówce (a może mogły? Nie wiem?)
Chciał, nie chciał rozpaliłem wędzarnie i po godzinnym wygrzewaniu włożyłem wyroby do środka.
Po godzinnym obsuszaniu wyglądały tak:
A po czterech godzinach wędzenia tak:
Jeszcze tylko parzenie
i już gotowe do konsumpcji (nie, jeszcze nie, muszą trochę ostygnąć!)
W chwili kiedy piszę te słowa już prawie ich nie ma.
Rozdałem po rodzince i muszę przyznać, że ludziska są zachwyceni. Smaczne, soczyste,
pachnące i wcale nie za słone. MNIAM !