miro cieszę się że tak się skończyło. Przeżyłem to rok temu. Ludzka (w tym wypadku moja) głupota nie zna granic. Człowiek robi wszystko na raz a zarazem na nic nie ma czasu. I tak odwlekałem czyszczenie komina aż pewnego wieczora już nie wytrzymał. Cudem tylko udało się nam najprawdopodobniej przeżyć bo mieliśmy iść spać ale przyjechała ciocia której z 3 miesiące nie widzieliśmy, posiedziała nawet wtedy dłużej niż zwykle i jak się żegnaliśmy usłyszałem te dźwięki z komina (gdyby nie ona dawno byśmy spali). Na domiar złego do komina od góry nie można było się dostać bo okno dachowe leżało sobie spokojnie w pokoju z materiałami budowlanymi (nie zamontowane) a kupując komin nie pomyślało się o takich rzeczach jak drzwiczki do wyczystki więc przez rok zastępowała je wełna skalna ( "brak czasu" aby dokupić) . Temperatura była taka że wełna się zwęgliła i kruszyła w rękach ( w czasie gaszenia 3 razy wymieniana na nową). Dwie gaśnice samochodowe i żadna nie zadziałała ( no to akurat na szczęście - bo dopiero po tym zdarzeniu doczytałem że nie można ich użyć). Po tym zdarzeniu w ciągu tygodnia: zamontowałem okno, zakupiłem sprzęt do czyszczenia komina, wstawiłem nowiusieńkie drzwi do wyczystki, obok komina na strychu stoi miska duża butelka wody i worek jutowy. Jeszcze jedno spostrzeżenie po tym zdarzeniu - komin przez ok tydzień przed zapaleniem "pluł" sadzą. W koło domu było pełno grudek sadzy. I niestety, wtedy to też nie dało mi nic do myślenia.