Hej, odświeżę trochę temat. Jak już niektórzy wiedzą nie jestem ,,miłośnikiem” soli peklowej tak w ogóle. Rozumiem procesy, wiem dlaczego jest stosowana szeroko w komercyjnym przetwórstwie mięsnym i przy tylko niektórych typach dalszej obróbki mięsa w zbyt niskiej temperaturze. Np. osuszanie przed wędzeniem lub wędzenie poniżej 53*C, sous-vide poniżej 53*C dłużej niż 2,5h. Może to być, ale nie musi być niebezpieczne. Natomiast jeżeli peklować to peklowanie w woreczkach foliowych z odessanym powietrzem jest moim zdaniem jak i wielu moich kolegów, którzy wędzą od lat - najbezpieczniejszym sposobem peklowania. O wygodzie nie wspomnę. Na potwierdzenie tak postawionej tezy niech będzie fakt że nigdy nie słyszałem żeby kiedyś komuś się coś zepsuło w woreczku. Nawet jeżeli jest gdzieś na świecie jakiś wyjątek to wyjątki nie są zaprzeczeniem reguły. Porównajmy to z peklowaniem na mokro. Komu zepsuła się choć raz przynajmniej solanka nie koniecznie mięso bo solankę można w porę wymienić i uratować mięso? Zaryzykuje stwierdzenie że każdemu lub prawie każdemu.
Możemy się sprzeczać co do terminu ,,na sucho” bo w woreczkach to nadal ,,na mokro” ale moim zdaniem skoro nie dodajemy wody to śmiało możemy uznać że to na sucho pomimo soków z mięsa. W typowym peklowaniu na sucho też się pojawiają soki i dłużej czy krócej to jednak mają kontakt z mięsem i peklosolą. Ale chyba nie nazwiemy tego ,,na mokro”
Mój kolega od dwóch lat pekluje tylko w woreczkach. Bardzo rzadko przekracza 5 dni peklowania. Zazwyczaj 3-4 dni. Kawałki około kilogram. Nigdy żadnego szarego oczka. Ja wkładam mięso do zwykłej soli i dwa tygodnie w woreczku wytrzymuje śpiewająco w 100 na 100 przypadkach i to z przyprawami! Maxell podał bardzo trafny argument tak w skrócie: ,,Nie wierzę w jakieś tam badania laboratoryjne bo badania nad tytoniem…”. To fakt, tytoniem, maryśką, tłuszczem roślinnym, piramidą żywieniową, zdrowotnością diety roślinnej, zbawiennym wpływem ziaren i mąk, witaminami z owoców, wpływem soli peklowej na zdrowie itd. Nie ma co wierzyć badaniom. Takie badania zabiły mojego tatę, gdy uwierzył że masło roślinne uleczy jego serce. Statystyki z wielu źródeł mogą być miarodajne ale tylko jeżeli nie są na zamówienie koncernów farmaceutycznych. Wymyśliłem nowy termin, a co!
Botulinofobia- przypadłość, która może przytrafić się każdemu, kto pomimo statystyk nie wierzy że zatrucie botuliną w domowym przetwórstwie mięsnym przytrafia się rzadziej niż wygrana w totka. A jeżeli już się zdarzy bo ktoś trzymał mięso pod ziemią przez tydzień, to wyjście z tego bez szwanku przytrafia się znacznie częściej niż wyjście bez szwanku po ugryzieniu kleszcza…
Jeżeli dotarliście do końca tego przydługiego posta to:
Pozdrawiam i miłego dnia życzę