Zachciało się w rodzinie zagranicznych wędlin. Padło na jaternice. Ja jako głowa rodziny najbardziej wędlinodomowy ruszyłem do dzieła. Przepis na jaternice jest w ilościach ogromnych więc podzieliłem wszystko przez 10. Schody zaczęły się przy bułce - czy ma być świeża czy sucha. Rodzina orzekła że sucha. No i problem, 0,45 litra rosołu z zaparzenia w żaden sposób nie może nawilżyć bułki. Dajemy więcej rosołu, bułka jest odpowiednio zwilżona i można ją używać do dalszej produkcji. Powstaje następny problem z przyprawami. O ile soli dajemy wg przepisu to pieprz, ziele angielskie, imbir a szczególnie majeranek dajemy znacznie mniej, bo rozsądek na to wskazuje. Wyrabiamy. Napełniamy jelita. Powstałych 17 kiełbasek długości około 15-17 cm nie mamy odwagi parzyć. Będziemy piec w piekarniku. Po godzinie pieczenia wyjmujemy, połowa kiełbasek jest popękanych, reszta dobrych. Próbujemy ciepłych. Strasznie słone, ale jak mówi kochana Żona: "Zrobione z dobrego materiału choć nieudolnie trzeba zjeść :P ". Oczywiście jeść muszę ja i najstarszy syn. Najsmaczniejsze jest odgrzewane na patelni choć słone w dalszym ciągu. Zastanawiamy się ciągle czy nie ma błędów w przepisie. Następnym razem zrobimy wg własnej receptury bo faktycznie to może byc dobre. Pozdrawiam i smacznego.