Papciu kolego, tak się składa że wysyłałem mojej żonce fotki "dań" (dań świadomie pisze w cudzysłowie, aby dań nie obrażać), żeby ukochanego wspomogła czymś w miarę przyzwoitym i umrzeć z głodu nie pozwoliła. Z miłą chęcią ci je udostępniam, do Twojej własnej oceny. I jeśli będziesz łaskaw odpisz co o tym sądzisz: Fotki porcji śniadaniowej. Tacka, folia co by spełnić wymogi sanitarne, chleb, ser biały i masło na okrasę. Wkradła się też odrobina zieleniny, ale to zapewne dla podniesienia ilości zdrowych witamin w pożywieniu. Do tego była herbata, o tak pysznym smaku i uroczym kolorze, że nie skorzystałem. Ciężko było mi stwierdzić, czy to faktycznie herbata, czy przez pomyłkę woda z mycia podłogi, więc nie miałem odwagi zaryzykować spożycia. Fotka kolejna przedstawia menu bodajże kolacyjne, normalne nie tam jakieś dietetyczne: Kromki chleba były trzy, jajko jedno na twardo i porcyjka masła. Patrząc na ten uroczy przyznasz widok, nie wiedziałem za bardzo jak to rozplanować, ale dzięki temu miałem o czym myśleć przez dość długi okres czasu, co pozwoliło mi zapomnieć o dręczącej mnie chorobie. Przyznam, że jest to dobra taktyka w podejściu do pacjenta i wielu dzięki niej wróciło do zdrowia, albo jeszcze szybciej do domu. Wybacz, że nie uraczę cię widokiem potraw obiadowych, ponieważ zdjęć nie zrobiłem. Nie zrobiłem, gdyż mój umysł zajęty był rozszyfrowaniem cóż zacz mi podano i jakim cudem nawet zwykły kawałek mięsa można tak spierd.... Zupy, też owszem były, ale śmiem przypuszczać, że była to wariacja kulinarna nadwornego kucharza szpitalnego na temat porannej herbaty i uniesiony jej widokiem zapomniałem że żyję w XXI wieku i mam komórkę z aparatem fotograficznym. Mimo wielkiej włożonej pracy dyrekcji, jak jeszcze bardziej upokorzyć pacjenta, przeżyłem i cieszę się dobrym zdrowiem. Ps. Ten pobyt wiele mi przypomniał "miłych" chwil spędzonych w jednostce wojskowej a przede wszystkim wojskowego menu, jednak tam nie miałem jeszcze komórki (nie te czasy) i zdjęć dla potomnych nie mam.