Skocz do zawartości

elmaz

Użytkownicy
  • Postów

    146
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez elmaz

  1. Zrobiłem wreszcie po raz pierwszy "a la Lisiecką" z podobnego przepisu - z tym że zaszalałem i dałem schab zamiast szynki, krojony w drobną kostkę i chude z golonki, bez tłustego (2 kg schabu, ok. 0,5 kg golonki, peklowane na sucho mieszanką peklowej i warzonej niejodowanej + szklanka lodowatej wody + pieprz kolorowy, gałka, jeden, symboliczny ząbek czosnku) Całość załadowałem na twardo w osłonki białkowe fi 40, uwędziłem 3h w 50 stopniach i połowę zaparzyłem, a połowę upiekłem wędzarni. Wyszło absolutnie zarąbiste (zdjęcia zrobić nie zdażyłem). W smaku wyszły podobne, z parzonej lepiej schodziła skórka. niż z pieczonej. Koszt znaczny, ale jedna z najlepszych kiełbas jakie wyprodukowałem przez ostatnie 3 lata, schodziła szybciej niż wędzony schab czy szynka. Muszę powtórzyć koniecznie i polecam.:-)
  2. Jak lubicie eksperymentować z bułkami, to można spróbować różnych wariacji ze starterem Thang Zhong. Poniżej cytat z moich starych materiałów (niestety nie pamiętam, z czego skopiowany): Co to jest Tang Zhong? Czasem nazywany water roux, lub tłumaczony bezpośrednio na roux de agua. Jest to metoda, czy też technika przygotowywania chleba, która wywodzi się z dawnej Japonii i ostatnio odzyskuje popularność po publikacji w 2004 roku na Tajwanie książki, przetłumaczonej z chińskiego, opisującej tę metodę. Podstawą tej metody jest mieszanka mąki i wody w proporcji 1:5, którą się podgrzewa na wolnym ogniu, aż osiągnie temperaturę 65 °C w czasie około 3 minut. Mieszankę tę się schładza i dodaje pozostałe składniki wymienione w przepisie na chleb. Tang Zhong umożliwia większą absorbcję płynów dzięki żelowaniu skrobi, czyniąc chleb z bardziej puszystym, miękkim i elastycznym ciastem, utrzymującym dłużej świeżość, wilgotność ciasta i jego delikatność. Tang Zhong jest bardzo łatwy w przygotowaniu, wyrabia się go w ciągu kilku minut, nie ma większych wymagań i może być używany natychmiast. Istnieje wiele przepisów na chleb, bułeczki, rogale na słodko lub ostro, nadziewane marmoladą, owocami, albo kawałkami mięsa i sera. Duże możliwości w tworzeniu nowych, własnych przepisów daje zamiana wody na mleko lub sok o dowolnym smaku. Jak ktoś zechce, to mogę wrzucić przykładowy przepis na bułki tego typu. Mam też sprawdzony, bardzo prosty przepis na chlebek (choć wg mnie to są bułki) jogurtowy.
  3. Nie używałem 1502, więc trudno powiedzieć, ale z tego co patrzyłem, to jedyna różnica to wspomniana izolacja. Tak jak pisałem - to, czy potrzebna czy nie, zależy od konkretnej sytuacji. Ale bez izolacji wg mnie w zimie na powietrzu nie powędzisz.
  4. elmaz

    Co macie dziś na obiad?

    Polędwica nadziewana białą kiełbasą i pieczona w garnku rzymskim (pozostałość po świętach) w sosie własnym, ziemniaczki i sałata lodowa.
  5. Izolowane są korkiem. Dozbroić - jak potrafisz i masz materiał - zawsze z zewnątrz można. Jak to będzie wyglądało, to osobna sprawa. Czy warto mieć izolację - to zależy kiedy i gdzie wędzisz, ale bez izolacji już w okolicach zera stopni wróżę kłopoty.
  6. Z tego co pamiętam (jak robił to mój dziadek z Podkarpacia) - to była zwykła sól, czarny pieprz, czosnek i mięso. I to wszystko. Mało kto przejmował się w wiejskich warunkach szczegółową recepturą (zwłaszcza jak robiono dla siebie, a nie poprzez wynajętego rzeźnika) - nawet sól dodawano "na smak" :-) Potem była wędzona na ciepło i podpiekana, bez parzenia (wydaje mi się, że wędzona w znacznie wyższej temperaturze niż "klasyczne" 50 stopni - ale mogę źle pamiętać). Co do mięsa, to raczej stosowano skalę uproszczoną - tłusta, średnio tłusta i chuda :-) i dobierano proporcje mięsa w ten sposób. Zdecydowanie surowiec robi różnicę - u mnie kiełbasę wędziło się właściwie zawsze tego samego dnia wieczorem. Zresztą to ma także aspekt ostrożnościowy - jak nie dodajesz soli peklowej czy saletry, to powinieneś mieć pewność co do świeżości surowca i szybko go przerobić. Inaczej to szukanie sobie kłopotów. A co odtworzenia smaku - życzę powodzenia, ale.... obawiam się że nigdy nie uda się nam zrobić takiego chleba jak babcia, czy takiej kiełbasy jak dziadek ;-) To nie tylko kwestia obiektywnego smaku - ale i idealizowania młodości czy dzieciństwa.
  7. elmaz

    Co macie dziś na obiad?

    Bez przesady. Poza drugą częścią (smażeniem jabłek) po prostu piekarnik piecze i już ;-) Ale przepis za bardzo mi się nie podoba. 0. Najlepiej piec dużą gęś, a nie liliputa. 1. Nie wiem co tam jest w tej przyprawie - sprawdź czy nie ma w tym chemii. 2. Nie wyobrażam sobie - to już ja subiektywnie - gęsi bez sporej ilości majeranku 3. Nie wiem czemu ma służyć w przypadku gęsi pół godziny 250 stopni. Gęś jest otoczona tłuszczem (więc nie wysycha łatwo), który na dodatek topi się w niskiej temperaturze 4. Jak dla mnie na gęś 180 stopni to za dużo - 160 stopni, 4 godziny, na sporą gęś akurat.
  8. Mimo że mam bardzo duży szacunek dla tego forum i ludzi na nim piszących, jak również wielokrotnie korzystałem z dobrym skutkiem z rad tutaj podawanych, pozwolę sobie zauważyć, że takie przypisywanie sobie monopolu na prawdę i jedynie słuszną wiedzę trąca jednak bufonadą. Pozwolę sobie zacytować w tym miejscu klasykę: "pycha kroczy przed upadkiem".
  9. Dlaczego ja odnoszę wrażenie, że próbujesz dyskutować ze mną obalając argumenty, których nigdy nie użyłem? Nie pisałem, że wszystko jest super, tylko że są różne rozwiązania i potępianie wszystkich nie jest super. To dość zasadnicza różnica. Nie potrafisz zrozumieć, czy nie chcesz? Co najmniej dwa razy pisałem, że nie tylko widziałem, ale i wędziłem oraz konsumowałem to co uwędziłem. To znowu - dość zasadnicza różnica. Który producent - bo wędzarni tego typu jest na rynku wiele od różnych producentów i mają różne parametry - o czym też dwukrotnie pisałem. Owszem, masz rację - tyle, że ja wyraźnie pisałem, że palenisko powinno być duże, więc nie wiem z kim tutaj polemizujesz I znowu - pisałem wyraźnie o krótkiej rurze... Ogólnie rzecz biorąc - po raz trzeci i ostatni powtórzę. Masz dużo racji w tym co piszesz - i nie każda wędzarnia tego typu jest dobra. Niemniej jednak twierdzenie że wszystkie sa złe, tylko dlatego, że nie mają bezpośredniego paleniska, a kawałek rury, jest dla mnie dużym nieporozumieniem. Bo mogą być również dobre wędzarnie tego typu - co osobiście w praktyce sprawdziłem. I na tym kończę dyskusję w tym wątku.
  10. Co do tego to pełna zgoda Ooo - teraz już nawet wiesz co myślę :-) Notujemy postępy :-) Wędzarni typu "pankornik" jest wiele różnych - niektóre z nich były nawet polecane na tym forum przez osoby postrzegane jako specjalistów. Więc aż tak bym nie generalizował. No podobno nie wiem - bo przecież podobno nie mam o tym pojęcia :-P A poważniej - wędzarni o których mowa jest (choćby na allegro) multum. Nie neguję tego, że nie wszystkie są OK - ale uważam że potępianie ich w czambuł i proponowanie w zamian zakupu czegoś 5 x droższego jest w większości przypadków pewnym nieporozumieniem. Przerobienia na taką z bezpośrednim paleniskiem też nie każdy dokona. Oczywiście - w przeciwieństwie być może do Ciebie - nie robiłem (jak 99% użytkowników tego forum) specjalistycznych badań na okoliczność WWA. Gdyby je zrobić, to pewnie niejeden przekonany, że ma wędzarnie z najwyższej półki mógłby się zdziwić. Ale nie o to chodzi. Chodzi o to - że empirycznie sprawdziłem iż przy spełnieniu pewnych założeń (duże palenisko i stosunkowo krótka rura i wyczucie wędzarni) wyroby nie odbiegają od tych robionych na (może nie idealnym, ale jednak powszechnie polecanym na forum) thermowindzie. I jeśli chodzi o konstystencję, i jesli chodzi o smak, i jeśli chodzi o osmolenie (a właściwie brak osmolenia). Ma to zresztą sens - bo przy dużym palenisku i krótkiej rurze straty ciepła są (w mojej ocenie) na tyle małe, że nie ma istotnej różnicy między takim rozwiązaniem, a podobnym z paleniskiem bezpośrednim (z którym też miałem wielokrotnie do czynienia, choć samodzielnie nie wędziłem). Oczywiście - przy małym palenisku i/lub długiej rurze o małym przekroju może być problem - i tutaj zgoda. Ale - po raz trzeci powtórzę - potępianie wszystkich takich rozwiązań tylko z powodu kawałka rury łączącego komorę z paleniskiem, jest grubą przesadą.
  11. No cóż.Ani nie widziałeś jak wędzę, ani nie widziałeś (nie mówiąc o smakowaniu) moich wyrobów. Ale wiesz lepiej, że są osmolone... Jak powiedziałem - przy dużym palenisku i niezbyt długiej rurze - nie widzę różnicy w wyrobach pomiędzy starą wędzarnią i thermowindem. Ale skoro ty (nie widząc tych wyrobów) ją widzisz i wiesz lepiej jakie są, a ja się nie znam, to cóż... daruję sobie dyskusję....
  12. A ja przyznam, że nie rozumiem aż tak skrajnej niechęci do tych wszystkich wędzarni typu skrzynia + rura + palenisko. Pomijając jedną zasadniczą wadę większości tych wędzarni - mianowicie za małe palenisko - nie uważam (z doświadczenia) aby były aż tak złe, aby je potępiać w czambuł. Wręcz przeciwnie - uważam że za kwotę rzędu 300 zł dla kogoś kto nie chce czy nie potrafi zrobić sobie czegoś samemu, a wędzi okazjonalnie, wcale nie są takie złe (pod tym jednym warunkiem, że będzie większe palenisko). Miałem taką i po kilku próbach i "wyczuciu" jak działa wędziłem bez większych problemów i wcale nie widzę jakieś przesadnej wyższości nad podobną wędzarnią z bezpośrednim paleniskiem (problemem może być jedynie wędzenie w zimie, w niskich temperaturach). Powiedziałbym nawet, że ze względu na większa odległość paleniska od komory wędzarniczej, łatwiej jest amatorowi zminimalizować wahania temperatury niż przy palenisku bezpośrednim. Oczywiście nie porównuję jej do porządnych wędzarni murowanych, czy też takich z osobnym generatorem dymu,. bo to po prostu inna liga - i wg mnie dyskusja typu daruj sobie coś za 200 zł i kup sobie borniaka za 1.500 (ceny z palca jedynie obrazujące sytuację) trochę nie mają sensu. Bo to trochę tak jakby komuś kto chce wydać 1000 zł na wczasy powiedzieć, daruj sobie Bałtyk, bo jest do d...., leć na Hawaje. :-) Tymczasem nad Bałtykiem też da się wypocząć i wiele osób skutecznie to robi. Natomiast taka wędzarnia ma tę wadę, że wymaga częstego, żeby nie powiedzieć stałego doglądania. Dlatego na pewnym etapie zainwestowałem w thermowinda - ale przede wszystkim ze względu na to, że nie wymaga takiego doglądania (choć nie jest całkiem samoobsługowy, bo zrębki potrafią się zawiesic, albo zapalić ogniem), a nie ze względu na słabą jakość wędzenia na tej zwykłej drewnianej z rurą, którą tak pogardzacie.
  13. Jako że jest karnawał, więc czas na pączki i faworki. Gusta co do pączków są tak różne, że nie wrzucę swojego przepisu, ale wrzucę bardzo prosty przepis na faworki, stosowany w mojej rodzinie od (co najmniej) 3 pokoleń. Większość przepisów na faworki jakie znajdziecie mówi, że trzeba wielokrotnie wałkować i składać ciasto, najlepiej bijąc go jeszcze wałkiem, żeby przy smażeniu się rozwarstwiało. W tym przepisie stosuje się inny myk, który powoduje, że wystarczy dwa wałkowania, a efekt końcowy jest podobny, jeśli nie lepszy. 3 żółtka, szczypta soli, 4 łyżki śmietany, 5 czubatych łyżek mąki -wyrobić ciasto.Rozwałkować cienko. Posmarować roztopionym masłem, zrolować iponownie rozwałkować. To jest tajemnica sukcesu - bo faworki będa się rozwarstwiać w tym miejscu gdzie były smarowane. Czyli im cieńszy placek i po zrolowaniu więcej warstw, bym bardziej rozwarstwione (czyli puszyste) Wykrawać faworki i smażyć - jako to robić to już chyba wszyscy wiedzą ;-) A jak nie - to łatwo znaleźć.
  14. Jak ktoś lubi takie pszenne chleby z dużymi dziurami (ja też lubię czasem, choć ogólnie raczej preferuję pszenno-żytnie na zakwasie, jako bardziej wytrawne) to może jeszcze przyjrzeć się chlebom i bułkom robionym na tzw. zaczynie drożdżowym. Na takim zaczynie (nazywanym na cześć polskich piekarzy polish) robi się oryginalne francuskie bagietki, jak również (tutaj nazywa się biga) włoskie ciabatki. Ale wychodzi też niezły pszenny chleb - właśnie takie z dużymi dziurami :-) Przepisów jest wiele, więc wrzucę tylko jeden przykładowy, jak ktoś chce więcej, można wygooglować polish zaczyn, albo biga. chleb pszenny ciabattowy Przepis Jeffreya Hamelmana z 'Bread'. Składniki na zaczyn (poolish): · 455 g mąki pszennej chlebowej · 455 g wody (455 ml) · 1/8 łyżeczki drożdży suchych (0,5 g) lub 1/4 łyżeczki pokruszonych drożdży świeżych (1 g) Składniki zaczynu wymieszać, przykryć szczelnie, pozostawić w temperaturze pokojowej na 12 - 16 godzin. Składniki na ciasto właściwe: · cały zaczyn · 455 g mąki pszennej chlebowej · 173 ml wody · 18 g soli · 1,5 łyżeczki drożdży suchych (6 g) lub 12 g drożdży świeżych Wymieszać zaczyn, mąkę, wodę (najlepiej mikserem przez 2 minuty). Ciasto przykryć szczelnie, odstawić na 20 - 30 minut w temperaturze pokojowej. Po tym czasie do ciasta dodać sól i drożdże, zmiksować. Znowu przykryć szczelnie i pozostawić do wyrośnięcia na 70 minut, składając je w 25 i 50 minucie. Wyrośnięte ciasto podzielić na 2 części. Uformować nie zagniatając mocno ciasta, po prostu nadać im mniej więcej prostokątny kształt. Im bardziej nieregularne, tym lepiej wyglądają. Odstawić na 20 - 25 minut do napuszenia. Przed pieczeniem naciąć. Piec w temperaturze 240º przez 35 minut (najlepiej na kamieniu), z parą. W połowie pieczenia uchylić lekko drzwiczki od piekarnika. Wystudzić na kratce.
  15. Taaaaaaaa, jadłem kiedyś takie wyroby robione na chybcika. Jeden smak, w ciemności nie rozróżnisz co się je, chyba że po konsystencji i gabarytach.A jak z trwałością takich wyrobów. Znaczy robił partacz, a nie rzeźnik. W moich rodzinnych stronach (rzeszowszczyzna) standardem bylo wędzenie kiełbas w dniu świniobicia, ze świeżego, niepeklowanego mięsa. Tak robił mój dziadek, ojciec, wszyscy znajomi - a kiełbasa była słynna na całą Polskę. To nie było na chybcika (np. szynkę peklowało się wiele dni) - tylko po prostu taka była receptura. Często (choć nie zawsze) tak samo robiono tego samego dnia biały salceson, bez peklowania mięsa. Trwałość kiełbasy była OK - pod warunkiem przechowywania w suchym miejscu. Kiełbasa nie psuła sie, tylko stopniowo zasychała - można było trzymać wiele tygodni bez lodówki.
  16. Nie wiem jak jest w Borniaku - więc porównania nie będzie. Natomiast mam 1504, dość nową - odbyłem dwa wędzenia - i wygląda to tak: 1. Grzałka ma moc wystarczającą, natomiast termostat ma spory skok - i nie unikniesz wahania temperatury rzędu 10 stopni. Czyli np. między 40-50 stopni. Tyle, że wg mnie (pewnie niektórzy się oburzą) taki skok jest akceptowalny. Trzeba też pamiętać, że są opóźnienia na grzałce - więc ustawienie temperatury wymaga trochę wprawy. Ale jak się dobrze ustawi - od tej strony nie ma problemu, nie wymaga pilnowania. 2. Jeśli chodzi o zrębki, to wygląga do tak, że komora przypomina coś w rodzaju lejka (właściwie połowy lejka, bo jedna ściana od pewnego momentu po skosie, na dole jest rusz, poniżej szuflada na popiół.. Zrębki po prostu zsuwają się w miarę wypalania (grawitacja). Rozpalanie jest za pomocą dodatkowej grzałki, potem pali się samo. Ponieważ nie ma żadnego podajnika - nie ma też specjalnych wymagań jeśli chodzi o zrębki - mogą być jakiekolwiek (mam olchę, ale zamierzam sobie nastrugać samodzielnie wiśni, żeby odrobinę dorzucać czasem do wędzenia). Niestety nie jest to całkiem samoobsługowe - typu nastawiasz i wracasz za 2 godziny - bo zdarza się, czasem (tak z raz na wędzenie) - że zrębki się przywieszą i wtedy wygasną. Zwykle wtedy, kiedy już ich zostaje mało w pojemniku. Ja robię w ten sposób, że jak wędzę na działce, to robię sobie jakąś inną robotę, ale wędzarnię mam w zasięgu wzroku i łypię, czy dymi z komina. Jak dymi - jest OK, jak przestaje - to patrzę co się dzieje. Ale jakbyś chciał np. na godzinę zostawić - to jest ryzyko (choć małe) że się przyblokuje. Podobno przy dużym wietrze może też dojść do zapłonu zrębków - wtedy raz, że wypalą się błyskawicznie, dwa - podbiją mocno chwilowo temperaturę. Ale mnie się to nie zdarzyło - tylko gdzieś o tym czytałem, więc nie wiem na ile to prawda. 3. Ponieważ nie ma sprężyn, podajników itp., to nie ma właściwie żadnego problemu z czyszczeniem - bo nie ma żadnych mechanizmów. Natomiast w moim modelu widzę poważny mankament - tzn. generator dymu jest przykręcany na śruby do wędzarni - i nie ma żadnej prostej możliwości opróżnienia generatora z niewypalonych zrębków, jeśli załadowałbym za dużo. Trzeba wyiczyć ile będzie potrzebne, albo jak zostanie do dopalić lub odkręcić dymogenerator, żeby go oprożnić (pytanie - ile odkręceń wytrzymają śruby). Ale podobno w nowszych modelach miał być zrobiony jakiś prosty demontaż dymogeneratora - to by załatwiło temat. Generalnie - ponieważ nie ma podajnika, to jeden element od zepsucia się mniej ;-) Ogólnie jestem zadowolony. 4. Jeśli chodzi o ładowność - dzisiał dowaliłem na maksa - i wyszło mi 2 kije na górze, na każdym dwie małe szynki i coś płaskiego (boczek, polędwiczka wieprzowa) i tak samo dwa kije na dole (taki sam układ ale z krótszymi kawałkami wsadu, bo tam jest mniej mięsa. Czyli maks 12 nie za dużych kawałków mięcha - z tego przynajmmiej 1/3 cienkich pasków. Jak chcesz większe szynki, to maksymalnie dwie na kija. Czyli obleci, ale bez rewelacji (potwierdziły się moje obawy, że trochę za mała - ale nie chciałem dopłacać za większą, więc nie mogę tego traktować jak minus wędzarni). Kiełbas nie wędziłem jeszcze.
  17. Ja lubię mało słone - i daję na 1 kg mięsa ok. 0,5 l wody i 40 g soli (mieszam 3/4 peklosoli i 1/4 soli warzonej niejodowanej). Robię raczej w małych kawałkach - do 2-2,5 kg, które lekko nastrzykuję solanką i masuję przed zalaniem. Oczywiście całość trzymam w lodówce - a moje kubki smakowe tudzież organ wzroku nie znajduje różnicy pomiędzy peklowaniem pełne 3 doby (+ 1 noc na ociekanie) a dłuższym przy takich małych kawałkach. Choć zwykle pekluję 4 doby + noc. Skoro nie widze różnicy - nie trzymam dłużej, bo to i lodówka zajęta i ryzyko zepsucia większe. Po wyjęciu z solanki, przed ociekaniem, jeszcze moczę mięso (oprócz boczku) ok. 1 h w zimnej wodzie, żeby ciut soli oddały - i potem ociekanie itd. Ale ja lubię niezbyt słone. -------- Na peklowanie suche (2-3 doby) daję 15g na kg mięsa (czyli poniżej średniej normy, która jest 20 g i która jest dla mnie za duża) - zwykle 10g peklosoli + 5 g soli warzonej niejodowanej. Też wychodzi jak dla mnie OK. ------------- Ostatnio wędziłem polędwiczki wieprzowe - zrobiłem eksperyment i jedne zapeklowałem na sucho, a drugie w zalewie - przy czym obie grupy po wędzeniu delikatnie sparzyłem (15 minut) - właściwie nie widziałem różnicy w smaku i konstystencji. Pewnie w przypadku pieczenia lub wędzenia na zimno byłaby znaczna różnica - a tak to parzenie uśredniło smak ;-)
  18. ....ale jest ubytek wagowy. Ale nie soli. Więc tym bardziej trzeba zmniejszyć stężenie solanki, bo sól rozkłada się na mniejszą masę
  19. Ja też pierwsze wędzenie mam za sobą. Rzeczywiscie jest spora bezwładność grzałki, co powoduje pewien skok temperatury - ale udało mi się ustawić ten skok przy osuszaniu w granicach 40-50 stopni, a przy wędzeniu w granicach 45-55 stopni, więc w zasadzie OK. Gorzej przy próbie zapiekania - bo skok grzałki był w granicach 75-95 stopni, więc zdecydowanie za duży. Faktycznie trzeba by się zastanowić nad lepszym termostatem. Zrębki mi się raz na chwilę zapaliły, jak mocniej dmuchnął wiatr, ale zachowałem czujność i było ich mało, więc problemu nie było). Generalnie - wędzenie jest łatwe, ale - przynajmniej póki się go dokładnie nie wyczuje - nie ma mowy o wędzeniu typu naładuj i zapomnij, raczej trzeba to mieć na oku i raz na 15-30 minut dokładniej sprawdzić co się dzieje.
  20. Mam jeszcze jedno pytano do użytkowników thermowinda - bo widzę pewien problem z generatorem dymu. Otóż - zapewne trudno wyliczyć dokladnie ile zrębków pójdzie na wędzenie. Kończymy wędzić, a zostaje trochę zrębków. W jaki sposób je usuwacie z dymogeneratora? Bo nie bardzo widzę inny sposób jak: a) odkręcić dymogenerator i wyjąć resztę zrębków (niewygodne, a i boję się, że po wielu takich razach śruby się obrobią i będzie problem) c) odwrócić wędzarnię razem z przymocowanym dymogeneratorem i wytrzepać resztkę zrębków (trochę niewygodne - a i z moją formą fizyczną trudno wykonalne) d) czekać cierpliwie aż się wszystko wypali (wędzarnię mam na działce poza domem - trudne w praktyce do zastosowania). e) zalać wodą, żeby zgasić - ale co dalej? Ktoś ma jakiś patent?
  21. Nabyłem parę dni temu Thermowind 1504. I zastanaiwa mnie jedna rzecz - złożyłem wg instrukcji (za bardzo tam nie ma pola do kreatywności ;-)), ale pozostały mi dwa kawałki kątownika z nierdzewki, tak ok. 30 cm każdy. W instrukcji słowa nie ma na ten temat - ktoś wie do czego to ma być?? Wędził będę dopiero za parę dni - ale na razie zapuściłem na próbę "na sucho". Wszystko działa ładnie pięknie tylko trochę mnie martwi - że przy +6 stopniach na zewnątrz i maksymalnym ustawieniu grzałki dostałem w środku max 80 stopni. Gdybym chciał coś dopiekać, to ciut przymało. Ale pewnie ze wsadem lepiej trzyma temperaturę. Natomiast to co mnie najbardziej zmartwiło - to wielkość (czy raczej małość) komory. Zaglądałem tutaj na forum - i nikt na wielkość komory właściwie nie narzekał, a dla mnie to jakaś malizna. Może to tylko takie wrażenie, ale nie bardzo widzę jak tam miałbym upchnąć z 10 kg wsadu, nie mówiąc o 13 kg jakie są w opisie :-( Zwłaszcza że upychanie wsadu ciasno zdecydowanie nie służy dobremu wędzeniu. Trochę żałuję, że nie kupiłem tej największej 1505 - tyle że różnica w cenie znacząca. Ale jakby ktoś się zastanawiał nad czymś większym, to niech weźmie na to poprawkę, że jest to sprzęt po prostu mały. No nic pekluje się parę kilko wsadu, w przyszłym tygodniu dojdzie kiełbasa - pewnie wyjdzie tak z 7-8 kg w sumie i zobaczymy. Nie da się upchną, kiełbasa zostanie na białą. A Wy jakie ilości w tym wędzicie? Nie macie właśnie odczucia, że ta wędzarnia jest zwyczajnie za mała?
  22. To prawda, ale: - te 68 stopni możesz dostać parzą lub zapiekając w wędzarni - technika dowolna, choć wyjdą dwa różne smaki. Parzenie "na termometr" dla niewprawnego zadymiacza jest wg mnie łatwiejsze. Dobrze upiec duże kawałki mięsa to naprawdę duża sztuka - niektórych wyrobów raczej się nie parzy - np. nie bardzo sobie wyobrażam parzone kabanosu :-) Choć może ktoś parzy.... - niektórzy lubią wędzone surowe (nie parzone i nie pieczone) - można, ale trzeba być pewnym mięsa i przestrzeganych procedur - peklosól i samo wędzenie też zabija jakby co większość bakcyli. Ale z przypadkowego mięsa bym nie ryzykował.
  23. Rzeczony nie, ale robię od dawna pasztet z indyka wg przepisu: 1-2 udźce z indyka - ok. 1,5 kg mięsa ok. 0,5 kg podgardla wieprzowego (ew. może być pachwina wieprzowa) 20-30 dag wątróbki z indyka - więcej lub mniej, w zależności jak kto lubi 2 namoczone bułki 3 jajka całe Procedura wyrobu standardowa - mięso gotowane z przyprawami (ciut soli, pieprz, ziele angielskie, liśc laurowy), wątróbka sparzona parę minut. Całość zmielona 2-3 razy - przyprawy jakie kto lubi - ja daję dużo zmielonego ziela angielskiego (nawet 10 ziaren, ale trzeba lubić bo smak wyraźny, więc radzę na początek mniej),trochę zmielonego w młynku liścia laurowego, 2-3 jagody jałowca, młotkowanego lub grubo zmielonego pieprzu (czarny lub kolorowy) trochę gałki muszkatołowej. Jak mówię - na oko lub na smak. Niektórzy dodają trochę zmielonego wędzonego boczku, można dodać grzyby, albo co kto lubi (ja wolę bez dodatków). Piekę 1,5 godziny w 160-180 stopni w blaszce nasmarowanej smalczykiem i wysypanej tartą bułką, bez termoobiegu. Jeszcze się nie zdarzyło, żeby nie wyszedł. :-)
  24. A ja - bazując na informacjach wyczytanych z forum - wypraktykowałem sposób dla niecierpliwych. Sprawdza się doskonale na schabach, polędwiczkach, piersi z indyka i małych kawałkach szynki (1-1,5 kg). Na 1 kg mięsa biorę 0,5 l wody i 40 g peklosoli (ja zwykle nawet 30 g peklosoli i 10 g zwykłej soli warzonej niejodowanej) - czyli solanka ok. 8%. Z tej solanki biorę 6% - tj. 30 g z każdego pół litra, ostrzykuję mięso i dokładnie masuję. Resztą zalewam mięso - i pekluję 3-4 dni + noc na ociekanie, w temperaturze ok. 5 stopni. Czasem przed ociekanie moczę jeszcze 15 minut w zimnej wodzie. Potem wędzę na ciepło i zaparzam - standard. Ze względu na krótki czas peklowania nigdy mi się nie zdarzyło zepsuć mięsa - i w smaku oraz konsystencji - na tej wielkości kawałkach nie widzę żadnej różnicy pomiędzy tymi wyrobami, a takimi peklowanymi po 10-14 dni. Zaznaczam jednak, że lubię wyroby zdecydowanie mniej słone - i nigdy nie leżą dłużej niż 2 tygodnie (i to w lodówce). Mam wędzarnię mocno "polową" - i skrócenie czasu peklowania pozwala zwiększyć szanse na uchwycenie dobrej pogody na wędzenie :-)
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.