Kawał z sąsiedniego forum. "Przypomniał mi się taki kawał, jak pewien groźny gangster pojechał sam na ryby, wziął litra łiskacza, zaszył się na zadupiu nad jakimś zalewem i łowił popijając łychę. Alkohol jednak mocno go zmorzył, a gdy obudził się o świcie - stwierdził, że ktoś okradł go z kasy i złota. Kasa pikuś, ale złota trochę na sobie miał, więc zebrał chłopaków z ferajny i dawaj szukać po okolicznych wsiach sprawcy. W końcu znaleźli jakiegoś dziadka w kufajce i gumiakach, całego obwieszonego łańcuchami i biżuterią. Wzięli go za fraki i pytają, skąd ma to złoto. A dziadek zeznaje: Idę sobie wczoraj wzdłuż jeziora, patrzę - jakiś facet śpi obok wędki, pijany w sztok, więc zdarłem z niego całe to złoto i jeszcze pół godziny go w d..e ru..ałem. Na co gangster zmarszczył brwi, odchrząknął znacząco i rzucił do chłopaków: Zostawcie go, to nie moje złoto..."