To teraz coś prawdziwego. Parę lat temu wracałem z Azerbejdżanu od mojego przyjaciela. Na odjezdne zaopatrzyłem się jak zwykle w świeżutki kawior od kłusowników, a mój przyjaciel podarował mi dla moich synów 2 kindżały. Powrót był przez Kijów, Lwów i z Lwowa moim samochodem do Polski. Wracałem przez Rawę Ruską a nie jak zawsze przez Krakowiec bo chciałem przejechać przez Warszawę. Na granicy jak na granicy, mnóstwo turystów z papierosami i gorzałką, bo jak się stoi to pić się chce, a mówią że jak pijesz to i palić się chce. A że długo się stoi to niektórzy żeby nie szukać to okręcają się papierosami i obwieszają woreczkami ze spirytem. No wjechałem na odprawę i typowe pytanie tamożnika, z witki (skąd) i szczo majesz (co masz). Wracam z Baku, mam tylko prezenty i nie mam nic niedozwolonego. Myślałem że jak zwykle spokój i tylko jeszcze pogranicznicy i do ojczyzny, a tu otwórz bagażnik. No i szukanie czego nie zgubił. Na koniec zobaczył dwa oryginalnie zapakowane pudełka, no i oczywiście co to jest. Prezenty od przyjaciela dla moich synów, a konkretnie kindżały.??? :idea: Bierze moją deklarację którą wcześniej wypełniałem i mówi że nie wypełniłem rubryki o przewożeniu zbroi (broni), ja że to nie broń tylko prezent zakupiony w sklepie w Baku przez przyjaciela, że leciałem z tym samolotem i nikt się w tak głupi sposób nie przyczepiał. Nic, będą problemy, duże problemy! No to proszę żeby wezwał starszego zmiany. Po pół godzinie przychodzi kierownik, tylko popatrzył i odrazu bez moich wyjaśnień że kontrabanda i pyta celnika czy były gdzieś w samochodzie ukryte, po odpowiedzi że nie skwitował, szkoda bo można by aut skonfiskować. Tu wybuchłem śmiechem. Koniec końców rada dla mnie że muszę się dogadać bo jak nie to sąd. No to mówię że sąd. Zaprowadzili mnie do pokoju z inspektorami od walki z kontrabandą. Spisywanie zeznań, świadkowie, zatrzymanie kindżałów i kaucja na poczet kary. Termin rozprawy, było to w październiku, wyznaczono na luty. O.K. ........................ W lutym przyjeżdżam do sądu w Żołkwie koło Lwowa. Sąd mieści się w zamku Hetmana Żółkiewskigo. Oczywiście o sprawie nikt nic nie wie nie ma sędziego i spadaj. Po rabanie jaki zrobiłem, sprawę wziął do rozpatrzenia sam Szef, zabrał mnie do swojego gabinetu, kazał odszukać i dostarczyć sobie dokumenty. Zaczeliśmy rozmawiać o wszystkim, herbatka, coś do herbatki :grin: No i ta historia o lokalizacji. Mówi ze rok wcześniej mieli komisję z Kijowa. Pierwsze pytanie . " z którego roku budynek, 1620 ? Następne kiedy był przeprowadzony ostatni remont ? 1620!!!" . Podobno popatrzyli i bez dalszych pytań wyjechali. Ot widzi pan taka to nasza Ukraina. Niech się pan nie gniewa na naszych ludzi, tu jeszcze bieda. Sprawę zakończył w 5 minut orzeczeniem że nie było żadnej kontrabandy, a kindżały zgodnie z przeprowadzoną ekspertyzą to faktycznie suweniry a nie broń. :grin: