Robercie witaj . Jak to napisałeś, to zaraz mnie się przypomniały czasy np 60 - lat wstecz . Woda była w studni na podwórku nie koniecznie swoim , i wiem jak się oszczędzało wodę . Niekiedy była w misce na trójnogu w kuchni i przez połowę dnia cała rodzina z grubsza myła ręce a jak często się myło perfekcyjnie deskę do krojenia nie potrafię teraz odpowiedzieć . Ale podczas świniobicia nigdy i jeszcze raz powtórzę nigdy , gospodyni nie pozwoliła sobie na to by zepsuł się kawałek mięsa . Mięso było zasolone i przechowywane w beczce w chłodnym miejscu nawet i do lata . Może i miało specyficzny zapach bo takowy musiało mieć , bo do temperatury przechowania około tych magicznych 6 stopni dużo brakowało . I moje stwierdzenie jest takie : Ryba się psuje od głowy a mięso od kości . Kości były zawsze wyjmowane z mięsa jak szły do przechowania w soli . Wniosek taki , że jak peklujemy mięso z kością , przede wszystkim tylną szynkę to musimy perfekcyjnie , bardzo dokładnie , nastrzyknąć miso odpowiednią , zimną solanką wokół kości i to bardzo dokładnie . Robert , ja wiem że Ty wiesz , ale może się komuś to przydać Pozdrowionka .