Zapasy się skończyły, czas było uzupełnić. Kto by pomyślał, 5 kg wsadu... dobrego wsadu..... chyba - 2 kg wp I z szynki pokrojone w kostkę 3/3 - 2 kg wp II z łopatki zmielone na sitku fi 10 - 1 kg wp III resztki z szybki i łopatki oraz mięso z golonki zmielone na sitku fi4 Zakupiłam dobrej jakości mięso, w małym sklepie, zaopatrywany w towar ze znanych Zakładów Mięsnych. ( u nas ) Wszystko szło dobrze ,mięso świeżutkie, pachnące , zgodnie z zamierzeniem sklasyfikowane. Peklowane 48 godzin na samej peklosoli. Moje wątpliwości pojawiły się w chwili wyrabiania. Poświęciłam sporo czasu by wszystko pięknie się połączyło, a farsz nie odklejał się od ręki... wręcz odpadał. W czasie wyrabiania, mięso słabo wchłaniało wodę, dałam mniej niż zamierzałam. Ale nic, mięso nadziałam w osłonki białkowe , dalej postępowałam zgodnie z zasadami przy wyrobie swojskich wyrobów, Czyli wędzenie w temp 50-55 stopni, po uzyskaniu koloru parzenie w wodzie 72-75 stopni do uzyskania w środku 68 stopni. Dzisiaj ponownie poszła w dym po parzeniu. O dziwo jeszcze przed rozkrojeniem czułam że jest coś nie tak... po dotyku batonu. Intuicja jednak mnie nie zmyliła, przekrawam a tu bubel... Teraz kieruję pytanie do fachowców, proszę mi napisać co mogło być przyczyną końcowego efektu mojego wyrobu. Czy ja gdzieś popełniłam błąd....?? Czy to jakaś wada mięsa??