To nie był trend, to był prawie zawał dla tych, którzy za te jeansy płacili.
Czyli dla Jareckich w moim przypadku.
A co do galaretki, to bym to określił tak
Przelać wodą lub rosolem jak pisze Papcio lub jak pisał DZIADEK jedno wiadro więcej, następnie przewędzić, aż się zagotuje i spłynie , i jeżeli było dobrze wymieszane to będzie się kroić w plasterki wraz z galaretką, a jeżeli źle to się będzie rozpadać.
Doświadczyłem tego sam w moich wyrobach, ale nie powiem żeby mnie to nie smakowało,
było raczej ciekawe i smaczne.
Tylko nie wolno pomylić wody ze smalcem, czy słoniną , bo galaretki z tego nie będzie.
Nigdy nie dodawałem żelatyny do kiełbaski, bo nie zamierzałem mieć galaretki, choć ona sama tam była.
Ostatnio chyba ze dwa lata temu. Robiłem 1:1 wieprzowina i udka kurczaka, kurczak drobno mielony i tłuściejsze kawałki wiepszowiny.
Wyszło naprawdę źle, czyli w tym temacie super.
Galaretka , a raczej kiełbaska bez masowania dochodziła do połowy pęta, na całym obwodzie, około 1-2 mm.
I teraz doczytałem z postu SZCZEPANA o luźnym napełnieniu jelit, czyli z powietrzem
i też potwierdzam ten fakt.
Osłonka dała się usunąć bez naruszenia galaretki, bynajmniej do momentu gdzie ona była,
bo powyżej był problem, już przyschła, lub się przypiekła.
Kiełbaska smakowała zwłaszcza dzieciakom (brak świadomości)
Ale i mnie też (ze świadomością awarii).
Chyba bym tego nie dał rady raz jeszcze spartolić.
A było tak smacznie !