No dobra... no to może żeby nie tak sucho od razu z grubej rury to jak na spowiedzi opowiem... :blush: .. Z racji tego że pingwiny zajrzały do lodówki, a moje "podwozie" ma problemy musiałem coś wykombinować..... Celem stał się mięsień czterogłowy który wylądował z zamrażarce przed świętami Wielkanocnymi.... wyrwałem go więc z krainy lodu i rozmrażałem powolnie wg zasad sztuki tutaj nabytej ..... Ponieważ jak już wspomniałem do sprinterów się za bardzo obecnie nie zaliczam i ochoty nie miałem na podróże do piwnicy, wyciągnąłem z szafki kuchennej jakieś zabytkowe resztki peklosoli oraz słoiczek z ingrediencjami zakupionymi daaaaawno temu u Miro... i tak doszło do sporządzenia solanki zawierającej 1 litr wody oraz 80 gramów tej wyjątkowo starej peklosoli w towarzystwie 20 gramów soli wędzonkowej .... tym oto roztworem nastrzyknąłem mój obiekt doświadczeń w ilości około30%, (reszta wystarczyła na zalanie) z myślą że peklowanie nie potrwa dłużej niż cztery dni.... ale życie jak to bywa lubi płatać figle i okazało się że tydzień na lenistwie zleciał.... mięsko przeleżało więc 6 dni... co przełożyło się chyba na dość wyrazistą słoność.... Szyneczka wyjęta z solanki, opłukana i ociekana od rana do wieczora... następnie zapakowana w siateczkę i dalej do lodóweczki..... Z racji czasowej dysfunkcji mojej kończyny oraz znikomej ilości półproduktu nie zamierzałem przeprowadzać procesu wędzenia[ :tongue: b] dlatego w mojej głowie urodził się pomysł dodania soli wędzonkowej, jednak przed parzeniem, kiedy to woda już prawie wrzała a szyneczka od godziny leżała na blacie, dotarło do mnie że ta szynka będzie taka jakaś mało atrakcyjna wizualnie :rolleyes: chwila wahania... krótka wyprawa w pamięci do forum... i za chwilę w wodzie wylądowały......... .... .... .... łupiny od cebuli!!! Pogotowały się one z 10 minut po zym zostały bezczelnie usunięte żeby ustąpić nowemu lokatorowi czyli mojej malutkiej szyneczce dalej już standardowe parzenie oznaczające w moim przypadku wrzucenie do wrzątku, wygaszenie paleniska i oczekiwanie na obniżenie temperatury wody do 80 stopni :wink: parzenie do momentu uzyskania w centrum 68stopni, studzenie w powietrzu... efekt już znacie :tongue: Szynka dzięki temu procesowi zyskała smak "lekko wędzony", kolor jaki już widzieliście i strukturę nieco inną niż z wędzarni... taką jakby gładszą choć w moim odczuciu "mydlaną" bardziej zbliżoną do sklepowej :rolleyes: jednak w ocenie współlokatorów efekt jest zadowalający a na pytanie o posmak cebuli robili wielkie oczy.... I tak to przedstawia się historia szyneczki która przez kilkanaście godzin zaciekawiła parę osób :tongue: co jednak ważne, udowadnia że można bez wędzenia i płynnych preparatów dymowych utworzyć całkiem ciekawy wyrób Dziękuję wszystkim za chwile spędzone na rozważaniu "co autor miał na myśli... albo i gdzie indziej" :grin: no i z góry przepraszam za tą "wkrętkę" :blush: [/b]