Pamiętam, jak w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku robiło się szynkę domową, właśnie z tłuszczem, który pokrywał w sposób anatomiczny mięśnie szynki. Wówczas ilość tłuszcvzu w półtuszy dochodziła do 25%. Peklowanie szynki prowadzilo się tylko za pomocą saletry, co prowadziło do wydłużenia całego procesu, lecz dzięki temu powstawał określony bukiet smakowo-zapachowy. Dodatkowo w czasie obróbki cieplnej warstwa tłuszczu i skóry uniemożliwiała sokom mięsnym przejść do roztworu wodnego, w którym następowało parzenie stąd brała się soczystość ( i nie tylko) szynki a "bukiet" pozostawał w mięśniach szynki. Prawdopodobnie stąd wzięło się powiedzenie, że tłuszcz jest nośnikiem soczystości.