Czytając teraz ostatnie 3 strony chciałbym zapytać o jedną rzecz. Piszecie że należy dobrze (dokładnie) wetrzeć peklosól itd a na początku tematu było tak różowo że mięso leży we własnych sokach (czyli poniekąd na zdrowy rozum zrobi się "solanka"), wpija je z powrotem ile potrzebuje, obtoczona jest nimi itd. No to skąd te problemy z peklowaniem? Nie pytam dlatego że się czepiam tylko przed świętami okazało się że LP odmroziła za dużo blondynki i okazało się że została 5kg szynka. Wiadomo jak to jest z czasem przed świętami, a zamrozić ponownie nie mogłem, więc długo się nie zastanawiając postanowiłem awaryjnie skorzystać z "metody ZLeP-a". Podzieliłem mięso na mniejsze kawałki, każde ważone osobno i dopasowana do danego kawałka peklosól, wtarta (niestety ) niechlujnie, troszkę wymasowane, w worek i do lodówki. Do dnia dzisiejszego jak zaglądam to wizualnie nie budzi zastrzeżeń, co do zapachu -nie otwierałem, nie wiem. Ale wystraszyliście mnie tymi wpisami. To nie jest tak że z soków i peklosoli zrobi się peklo-solanka która skutecznie zapekluje mięso?