Na początku mojej przygody z masarstwem domowym, miałem raz kwaśną (lekko) kiełbasę. Otóż mięso na kiełbase (już nie pamiętam jaką) peklowałem i nadziewałem w domu (Wrocław) a wędziłem na wsi ,50km od domu. Był lipiec, ciepło ,słoneczko dawało , a ja przebijam się przez korki na wieś , dojechałem po 1,5 godz.. Tam rozwieśiłem kiełbasy na kijach, i osuszałem na wiaterku ok. godz. W między czasie rozpaliłem pod beczką i jak juz było dużo żaru powiesiłem kiełbasę do osuszenia całkowitego, i jak wyschła dołem dymu i dość szybko mi się uwędziła. Na drugi dzień próba, - kiełbasa dobra acz kolwiek trochę kwaśna, ki diabeł myślę sobie cały proces niby dobry a kiełbaski kwaśne. Po krótkim namyśle, tylko jedna właściwa odpowiedz ciśnie się do głowy - kiełbasa zaparzyła się podczas transportu w plastikowym wiadrze. Gdybym kiełbasę rozłożył na tylnej kanapie (nawet na folji) to nic by się nie stało. I co myślicie że kiełbasą skarmiłem okoliczne psy , o nie kiełbasę wysuszyłem i łamałem po kawałku . Zjadłem ją sam przez 2 miesiące (a było tego z 10kg) i przeżyłem :grin: