To koło Krakowa jest wysyp grzybów!
Pogoda zdaje się być idealna.
Niezmiennie, od 55 lat Uwielbiam zbieranie grzybów. Zastanawia mnie czy to atawizm czy "wyuczone" klimaty grzybobrania.
Zaczęłam jako przedszkolak, towarzysząc ojcu. jako mała osóbka, z bystrym wzrokiem, skutecznie rywalizowałam w ilości zebranych grzybów z doświadczonym grzybiarzem, jakim był mój tato.
Nauczył mnie nie tylko rozróżniania gatunków ale i odpowiedniego obchodzenia się ze znalezionym grzybem.
Był zwolennikiem wycinania grzyba a pozostawiony trzon musiał być obowiązkowo przysypany ziemią. Poza tym do koszyka nie miał prawa trafić grzyb z jakimikolwiek śladami ziemi czy igieł. Przy okazji wykrywało sie "drugie życie" w grzybie i taki pozostawał w lesie. Robaki nie zakażały zdrowych grzybów a obsypująca się ziemia i igliwie nie brudziły kapeluszy. Do domu przywoziliśmy idealnie czyste grzyby, które bez żadnego już skrobania trafiały do suszenia lub marynowania. Najwięcej pracy było z maślakami, ponieważ one były czyszczone z błon podkapeluszowych i skórowane.
To był cały rytuał, który przedłużał nasze osobiste obcowanie z każdym, znalezionym grzybkiem i dawał zadowolenie mamie, która bardzo doceniała skrupulatność ojca w tej materii.
Obecnie kontynuatorem dziadkowych zwyczajów jest nasz syn, dla którego rok bez grzybobrania to rok stracony.
U nas też już pojawiły się grzybki :smile: