Wczoraj robiłem po raz kolejny parówki i wyciągnąłem kilka wniosków.
Przed wyrobem przeczytałem parę przepisów i sposobów wykonania.
We wtorek też zakupiłem też w sklepie 5 parówek z wiejskiej masarni, słynących z dobrej jakości. Miałem je na wzór.
W wielu przepisach jest napisane, by zmrożone mięso mielić od razu na sitku 2mm. U mnie jest to niemożliwe - maszynka 22, napęd elektryczny, niewiele wylatuje, wszystko się gniecie na ślimaku. Może ręcznie się da. Dlatego najpierw puściłem na 10mm, potem, 4mm i na koniec 2mm.
Użyłem 1,8 kg wołowiny kl.II i 2,5kg wieprzowiny kl.IIb
Zmrożonej wody 1litr i myślę, że za mało.
Mięso podczas mielenia temp. -2 stopnie.
Nadziane w jelita kalibru 36, na słoiku mam, że średnie(jakaś pomyłka).
Wędzenie dębem 30 min 40-50 stopni, parzenie 70stopni przez 22 minuty.
Efekt końcowy na focie, są dość ścisłe, smak parówki, nieco ciemne-nie tak ładne wizualnie jak ze sklepu, ale swoje.
Po paru próbach stwierdzam, że nie da się zrobić super parówek bez kutra, blendera czy malaksera, wędlina jest bardziej kiełbasiana niż parówkowa, nie jest taka puszysta i delikatna.
Nie dodaję więcej wody, choć teraz mięso ciągnie wodę aż miło, bo maszynką też nadziewanie takiej masy przysparza trochę problemu.
Ciągle choruję na 10litrowy kuter, muszę się wyleczyć. :grin: